o Kapuścińskim
Dziennikarz z zawodu, podróżnik z pasji, psycholog z powołania – portret Ryszarda Kapuścińskiego
Kilka oficjalnych biografii, setki wspomnień, tysiące artykułów — postać Ryszarda Kapuścińskiego, najwybitniejszego i najczęściej tłumaczonego polskiego reportera, doczekała się tak wielkiej liczby opracowań, że kolejne chronologiczne przedstawienie dat i faktów z jego życia wydaje się bezprzedmiotowe. Sam autor w swej twórczości również unikał operowania bezbarwnymi statystykami, koncentrując się na tym, co wymyka się suchym liczbom: na emocjach i uczuciach swoich bohaterów, ich doświadczeniach, marzeniach, obserwacjach.
Ryszard Kapuściński był genialnym analitykiem ludzkiej duszy, pionierem łączenia dziennikarstwa z psychologią, intuicją i empatią. Doskonale ilustruje to „Wojna futbolowa”. O ryzyku konfliktu między Hondurasem i Salwadorem dowiedział się przypadkowo, od zaprzyjaźnionego właściciela lokalnej kawiarni znacznie wcześniej niż pracownicy największych światowych agencji, śledzący oficjalne komunikaty rządowe. Pisząc „Cesarza”, nie polegał na wyidealizowanym obrazie władcy serwowanym przez podległe mu instytucje państwowe, ale na przeprowadzanych szeptem i w ukryciu rozmowach z pracownikami pałacu, którzy mieli już dość hipokryzji i obłudy systemu. Oddawał głos postaciom nie z pierwszego planu, nie z pierwszych stron gazet, lecz najzwyklejszym, anonimowym (a przez to najbardziej wiarygodnym) świadkom historii. To z ich unikalnej perspektywy tłumaczył czytelnikom świat, informował o przewrotach, rewolucjach czy zamachach stanu, przyczynach, przebiegu oraz konsekwencjach społecznych i geopolitycznych przemian.
Uprawiał dziennikarstwo oparte na wartościach, był wierny najwyższym standardom tej profesji, w tym obiektywizmowi. W ponadczasowym dziele „Szachinszach” bez ogródek opisuje zarówno brutalność i niesprawiedliwość rządów ostatniego monarchy Iranu, jak i brutalność i niesprawiedliwość obalającej go rewolucji. W „Hebanie” nie obawia się odwoływać do sumień Europejczyków, przedstawiając traumę rdzennych mieszkańców Afryki wynikającą z dekad kolonializmu, ale też opowiadając o cierpieniach, jakich doznali od dyktatur powstających w nowych, niepodległych państwach.

Szeroko otwierał czytelnikom okno na świat — przede wszystkim tym z Polski, dla których świat ten pozostawał niedostępny, zatrzaśnięty „żelazną” kurtyną. O najbardziej skomplikowanych zagadnieniach historyczno-polityczno-społecznych pisał prosto i przejrzyście, zrozumiale dla każdego odbiorcy, niezależnie od jego statusu czy wykształcenia. Operował słowem w sposób umożliwiający czytelnikowi znalezienie się wraz z autorem w kongijskiej dżungli, na algierskiej pustyni, w dolinach Kaukazu. Gdy godzinami przesiadywał w karaibskim pubie, przyglądając się roztańczonemu, rozbawionemu tłumowi — mogliśmy usłyszeć dźwięk tej muzyki. Kiedy fedaini celowali do niego z pistoletu — drżeliśmy o jego życie. Kiedy w „Imperium” czekał w niekończącej się kolejce na punkcie granicznym upadającego Związku Radzieckiego — sami przygotowywaliśmy się do konfrontacji ze strażnikiem.
To właśnie we wspomnianym „Imperium” Ryszard Kapuściński zabiera nas do swojego dzieciństwa — położonego wówczas w II RP, a obecnie na Białorusi, Pińska, do którego we wrześniu 1939 roku wkroczyły oddziały Armii Czerwonej. Towarzyszący temu terror, deportacje, szykany — to wszystko ukształtowało chłopca, który już jako dorosły człowiek był szczególnie wyczulony na krzywdę najmłodszych w ich zderzeniu z okrucieństwem wojny i dyktatury. Z kart „Chrystusa z karabinem na ramieniu” przebija smutek, wręcz rozpacz, na widok kilkuletnich dzieci tonących w przydużych mundurach i zmuszonych do uczestniczenia w bezsensownych wojnach.
Ryszard Kapuściński był historykiem: wiedział, jak od wieków funkcjonują mechanizmy polityczne, społeczne, kulturowe. Przenikaniu się przeszłości z teraźniejszością poświęcił jedną z najbardziej sentymentalnych, retrospektywnych książek - „Podróże z Herodotem”.

„Mój ojciec miał świadomość tego, że to, co się dzieje w danym momencie, powtórzy się w innym, może tylko pod inną postacią. Jako czytelnicy rozumiemy, że czytając o wydarzeniach z przeszłości, tę wiedzę możemy przekładać na współczesny moment. Jest to wiedza uniwersalna, która pozwala nam zrozumieć współczesność" – powiedziała Rene Maisner, córka wybitnego reportera, w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Nie byłoby bowiem Ryszarda Kapuścińskiego, jakiego znamy, bez PAP — a już na pewno dzisiejszego PAP bez Ryszarda Kapuścińskiego. To Agencja w 1962 roku wysłała go aż na sześć lat do Afryki, znajdującej się wówczas w centrum uwagi całego świata ze względu na często dramatycznie przebiegający proces dekolonizacji. Właśnie wówczas z całą mocą ujawnił się jego niesamowity instynkt reportera, zdolność przewidywania wydarzeń, otwartość na drugiego człowieka. A wraz z każdą krótką depeszą czy dłuższą analizą, powstawały ponadczasowe standardy, zarówno stylu i sposobu pisania, jak i etyki dziennikarskiej, na których wychowują się kolejne pokolenia dziennikarzy naszej Agencji.
Reaktywowana po blisko 10 latach przerwy Nagroda PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego to nie tylko okazja do wyróżnienia najwybitniejszych materiałów medialnych. To również wyjątkowa lekcja przeznaczona zarówno dla młodych poszukujących własnego stylu, początkujących dziennikarzy, jak i dla ich doświadczonych starszych koleżanek i kolegów, czasem zmęczonych, wypalonych zawodowo, szukających nowej inspiracji. To terapeutyczna dawka empatii i wrażliwości, które cechować powinny każdego człowieka poświęcającego się tej profesji. To nauka wyciągania wniosków na bazie wciąż pogłębianej wiedzy i wrodzonej ciekawości świata. To lekcja, której nie chcemy przegapić, bo czujemy się uczniami w klasie profesora-reportera Ryszarda Kapuścińskiego.